3.6.1 « Był przy tym bardzo wymagający, choć zawsze wyrozumiały. »

—Adam Skinder, uczeń. Mój Villard de Lans, 1978 r., s. 1-2.
Wysoki, żywy, ciągle w zespole uśmiechnięty i skory do żartów, poszukujący stale wspólności z bracią żołnierską, ksiądz Bronisław Bozowski był przy tym bardzo wymagający, choć zawsze wyrozumiały. Codziennie widać Go było jak w dużym baskijskim czarnym berecie, opatulony szalikiem, zadumany, przemierzał po porannej mszy św. z niedalekiego kościoła do Hotelu du Parc, bądź też udając się do swego locum położonego w górnej części Villard. Nie wiadomo, przez kogo, ale wiadomo, że zaraz po przybyciu został « ochrzczony » imieniem Bozower i do dziś dnia nikt się o nim inaczej nie wyraża, lecz zawsze z głębokim szacunkiem, a sam zdaje się być z tego zadowolonym.
Na lekcjach etyki kładł nam do głowy całe kanony moralności, podkreślając rolę jednostki w społeczeństwie, jej obowiązki i odpowiedzialność nie tylko za swoje życie. Wykłady przeplatał często cytatami, przykładami, rozbudzał dyskusję, by wykorzystać ją dla osiągnięcia zakreślonego uprzednio celu. Stale podkreślał, że człowiek nie może być tylko konsumentem gotowych już dóbr, lecz winien być twórczy, dawać ze siebie pracą swą wszystko, by w świecie zapanowało dobro. Praca, praca i jeszcze raz praca, i tylko praca człowieka uszlachetnia! Mawiał:
– „ Dla mnie praca jest przyjemnością!” – otrzymując od nas ripostę:
– „ A przecież nie dla samej przyjemności człowiek żyje!”. – I tu dopiero było mrowisko, że aż hej!
Bozower każdego, kto był Prawym Człowiekiem, Polakiem – szanował. Kolega W.W., późniejszy minister PRL, powiedział w rozmowie X. Bozowskiemu, że jako komunista jest niewierzący, ale jest Polakiem i walczyć będzie o Ojczyznę stale. X. Bozower skwitował:
– „ Wiem o tym, że jest Pan patriotą i to szanuję. I nigdy nie pozwolił robić różnicy ze względu na przekonania, jeśli były one czyste.”
